Autor: Dominika Strona 5 z 7
W pierwszy tak piękny i ciepły weekend tej wiosny postanowiliśmy po raz pierwszy zabrać dzieci do skansenu.
Niech wiedzą, że kiedyś na wsi jedyne światło pochodziło z kominka, bo świece były za drogie, że w każdym domu był ołtarzyk do modlitw, bo często do kościoła było po prostu za daleko i że chaty były tak niskie, bo w ten sposób łatwiej je było ogrzać 🙂
Wstęp kosztuje 43zł (weekend i święta od maja do września) lub 34zł w pozostałe dni (bilet rodzinny 2+2), dzieci poniżej 7 lat wchodzą bezpłatnie. Przygotujcie też 5zł w monecie na parking (automat). Skansen jest bardzo dobrze opisany, nie sposób się zgubić – oto mapka:
Na zwiedzanie trzeba przeznaczyć około 2 godzin, bo teren jest dość rozległy. Do każdej chaty można zajrzeć, pogonić kury po obejściu, zwiedzić młyn, jednym słowem mnóstwo uciechy dla małych i dużych 🙂 Naszym dzieciom chyba najbardziej podobały się króliki i ozdoby ze słomy. My zwróciliśmy uwagę na wielopokoleniowe domki dla ptaków i ule zrobione z grubych wydrążonych pni drzew…
Jako że odwiedzaliśmy skansen niedługo po Wielkanocy, wnętrze chat zdobiły kolorowe koszyki wielkanocne, wypieki, wędliny, wszystko tak smakowicie wyglądające, że gdyby nie było za szybą, to kto wie 🙂
Oprócz samej wsi, warto zajrzeć też do galerii rzeźby i powozowni. W powozowni dowiedzieliśmy się, dlaczego bryczki miejskie były czarne, a bryczki wiejskie – brązowe. Powód jest bardzo prozaiczny: na brązie nie widać tak brudu, jak na czerni 🙂
Po długim spacerze można zgłodnieć, ale nie bójcie się – nie wyjdziecie ze skansenu głodni. Na terenie działa karczma o wdzięcznej nazwie Pohulanka. Naszym zdaniem to bardziej taki barek leśny niż karczma, ale i pierogi i chleb ze smalcem i ogórkiem kiszonym można tam zjeść. Menu może nieduże, ale za to tradycyjne.
Nie skorzystaliśmy jeszcze z niektórych atrakcji, takich jak jazda konna czy przejazd bryczką, więc na pewno do Muzeum Wsi Mazowieckiej wrócimy, a podsumowując, bardzo Wam to miejsce polecamy 🙂
Znajomi często nam się dziwią: po co jedziecie aż do Włoch, kiedy w Austrii trasy takie same, a sporo bliżej? Otóż dziwnym trafem, kiedy przejeżdzamy przez Austrię zawsze sypie śnieg, mgła przysłania widoki, a wiatr uderza wściekle o szyby auta. Ledwo natomiast przekraczamy granicę z Włochami, niebo w magiczny sposób robi się błękitne, słońce wymusza wyciągnięcie okularów słonecznych, a trajkoczący w radio Włosi sprawiają, że od razu czujemy się wakacyjnie 🙂
Na początku trzeba powiedzieć, że zima nie jest najlepszym okresem na zwiedzanie Jury, gdyż większość zamków i innych atrakcji jest zamknięta. Z drugiej jednak strony tylko wtedy można liczyć na chwilę samotności na szlaku i możliwość podziwiania pięknych krajobrazów przykrytych dziewiczym śniegiem 🙂
Skąd wziąć pieniądze na podróże?
Znajomi często pytają, jak to robimy, że tak często wyjeżdżamy, skąd wziąć na to wszystko pieniądze?
Odpowiedź jest prosta: oszczędzamy na innych rzeczach 🙂 Nie mamy innych drogich hobby, nie inwestujemy w drogie samochody, dom urządziliśmy zwyczajnie – bez dzieł sztuki, drogich sprzętów i ekstrawaganckich dodatków, nie chodzimy za często do restauracji, nie pociąga nas kosztowna biżuteria ani super markowe ciuchy (Dominika stara się jak może 🙂 ).
Oto trasa naszej podróży po Armenii:
Erywań-Aragac-Erywań-Klasztor Noravank-Yeghegnadzor-Jermuk-Klasztor Tatev-Jezioro Sewan-Erywań
Oto kilka porad:
Jak zapłacić mniej niż przeciętny turysta?
-trasa centrum miasta-lotnisko to koszt ok 2500 AMD, jeśli ktoś proponuje Wam kwotę powyżej 3000AMD – szukajcie dalej
– jeśli jakiś nocleg na booking.com przyciągnął Wasze oko, skontaktujcie się z nimi bezpośrednio – przez serwisy jest zwykle drożej
– jeśli podróżujecie w grupie, warto dowiedzieć się o busika z kierowcą, może wyjść to taniej niż samodzielne wypożyczenie samochodu, a i komfort większy 🙂
– jeśli jest Was więcej (6+), nie zamawiajcie w knajpach tyle potraw ile jest osób, 3-4 porcje + sałatka + lawasz + ew. ser spokojnie Wam wystarczy