Z poprzedniego wpisu wiecie, że w Tam Coc mieliśmy cudowną gospodynię, która nie tylko nas dobrze nakarmiła, zrobiła pranie, zaplanowała 2 dni zwiedzania i wypożyczyła rowery oraz skutery, ale również załatwiła nam transport do Sapa. Mówiąc załatwiła, mam na myśli, że wszystko zorganizowała, podwiozła i zapakowała nas fizycznie w odpowiedni autobus 😉 Wybraliśmy sleeping bus, gdzie przez 6h w pozycji horyzontalnej przemieszczaliśmy się w górskie okolice Sapa.

Sa Pa

Sapa powitało nas rześkim powietrzem, milionem świateł oraz paniami w futrach i butach Gucci. Ewidentnie jest to miejscówka a la nasze Zakopane, gdzie od czasu do czasu wypada się polansować 🙂 Ma to swój wielki urok, bo w mieście widać pomieszanie napływowej kultury miejskiej i folkloru z gór. Obok wspomnianych pań w markowych ciuchach oko przykuwają kobiety w tradycyjnych górskich strojach. Potem nauczymy się odróżniać barwy Hmong od Dzao, na razie cieszymy oczy bogactwem kolorów, pogryzając gorące placuszki z mąki kasztanowej i pieczone kasztany.

Mamy tu zaplanowane 2 treki – oba po 14 km, jeden szczytami górskimi, po którym nasze kolana błagają o litość, a drugi przez dolinę i wioski.

Trek po górach

Ruszamy w trasę zaraz po śniadaniu, nasza przewodniczka należy do Hmong, więc w jej stroju przeważają ciemne barwy tkanin barwionych w indygo. Po drodze pokazuje nam roślinę, z której uzyskiwany jest barwnik, zgłaszam się na ochotnika do prezentacji i w rezultacie przez najbliższe kilka dni mam granatowe dłonie 🙂

Wspinamy się ostro pod górę, ale dla widoków warto. Przechodzimy przez chmury, mijamy  wylegujące się bawoły, słuchamy opowieści przewodniczki. Tutaj to kobiety wychodzą z domu zarabiać na życie, są bardziej komunikatywne, szybciej uczą się języków, dlatego to one głównie zajmują się turystami. Panowie siedzą w domu i oglądają chińskie telenowele – o pardon, zajmują się dziećmi… W pandemii cała społeczność przechodziła bardzo ciężkie chwile, brak turystów oznaczał całkowity brak dochodów, jedzenia trzeba było szukać w górach, trudno sobie wyobrazić jak to mogło wyglądać. W pewnym momencie zaczyna nam towarzyszyć młoda dziewczyna z dzieckiem w nosidełku, ewidentnie ta starsza przyucza ją do zawodu 🙂 Kupujemy od niej potem kolorowe wyroby, będą przepiękną pamiątką do domu i przypomnieniem wspaniałych górskich pejzaży Sapa. Nie zgadzam się z tymi, którzy w swoich wpisach pomstują na zachęcające do kupna czegokolwiek miejscowe kobiety, dla nas to nie są duże pieniądze, a dla nich sposób na zarabianie na życie. Tym bardziej, że makatki, poszewki na poduszkę czy inne drobiazgi są naprawdę przepiękne! Jedynie od dzieci nie powinno się kupować, bo podobno zniechęca je to do chodzenia do szkoły…

Trek po wioskach

Kolejny dzień zaczynamy z mniejszym entuzjazmem, bo pomimo wieczornego masażu czujemy zmęczenie 🙂 Na szczęście trasa jest nieco mniej wymagająca, zaglądamy do domów, mijamy targowiska z lokalnymi wyrobami i  przeskakujemy przez groble na polach ryżowych. Jeśli chcecie pola zobaczyć w najzieleńszym wydaniu, musicie tu przyjechać w połowie wakacji, to właśnie w lipcu ryżowe kłosy są najwyższe i najbardziej intensywnie zielone!

Ciężko wybrać, który trek nam się bardziej podobał – zależy na co się nastawiacie. Naturę i oddech od tłumów, czy zakosztowanie lokalnej kultury w nieco większym zagęszczeniu turystów, szczerze mówiąc, warto chyba pójść na oba…

Dzień kończymy na nocnym targu w otoczeniu kurzych nóg, wyglądających jak dekoracja na Halloween 🙂

Następnego dnia ruszamy z powrotem do Hanoi i dalej na rejs po zatoce Ha long.

Ha Long

Długo debatowaliśmy jak zwiedzić Ha Long. Opcji jest multum, od zakwaterowania na lądzie i wycieczek jednodniowych, poprzez rejsy 2 dniowe, aż do kilkudniowych. Wybraliśmy kompromis, czyli wycieczkę 2 dniową i nie byliśmy zadowoleni. Miejsce oczywiście jest piękne, ale nie warto wybierać rejsu z nocą na zatoce. Żałujemy, że to zrobiliśmy, bo byliśmy bardzo zmęczeni trasą, nasz dzień zaczął się o 6 rano, ponieważ wykwaterowanie następowało o 9:30. Jeśli chodzi o aktywności promowane w opisie rejsu, czyli 10min tai chi o 6.00, łowienie kałamarnic kijem bambusowym, wycieczka do przepełnionej jaskini – wszystkie rejsy mają ten sam plan i po prostu nie są warte swojej ceny. Myślę, że lepiej byłoby wybrać się na jednodniową wycieczkę lub wynająć prywatną łódź. Bardzo podobała nam się wycieczka kajakami (choć zdecydowanie za krótka) i kąpiel o zachodzie słońca, zdjęcia też wyszły cudowne, ale kolejnym razem, o ile nastąpi, wybierzemy inny sposób zwiedzania tego niewątpliwie wyjątkowego miejsca.

Czas wracać do domu i pożegnać pachnący miętą i kolendrą Wietnam, na szczęście przed nami jeszcze 2 dni w Bangkoku 🙂

Przydatne informacje:

Jeśli chodzi o nocleg w Sapa serdecznie polecamy hotel Aliana Boutique Sapa Hotel & Spa, bardzo dobre śniadania i nieco na uboczu, więc było cicho i spokojnie.

Masaż w Sapa, cudowne miejsce znajdziecie tu: Eden Central Massage, czy to masaż stóp, czy masaż całego ciała poprzedzony kąpielą w ziołowej balii, wspaniale się tu można zrelaksować!

Jeśli jednak zdecydujecie się na rejs, to można go zarezerwować np. tutaj: https://www.halongbaytours.com/ Wybierając opcję odbioru z Hanoi w cenie macie również transport z i do miasta.

Link do relacji na Instagramie: