Sajgon, czy raczej trzymając się nowej terminologii, Ho Chi Minh, nie ma dobrej opinii w Internecie – faktycznie brak mu uroku wąskich uliczek Hanoi i blichtru nadmorskich kurortów w typie Da Nang. Ale z dużym prawdopodobieństwem właśnie tutaj przylecicie i tutaj będziecie kończyć swoją przygodę w Wietnamie. Warto więc skorzystać z kilku naszych polecajek!
Spacer po mieście
Nocleg wybieramy w polecanym Dystrykcie 1, rzeczywiście stąd jest wszędzie blisko, spacer zaczynamy od kawy pod Saigon Central Post Office. W środku kłębi się tłum, gdyż budynek można odwiedzić, a ponieważ nadal spełnia swoją funkcję, można też tam kupić i wysłać oryginalną kartkę pocztową. Choć często mówi się, że budynek zaprojektował Gustave Eiffel, nie jest to prawda – w rzeczywistości projektantem był inny francuski architekt. Wnętrze przypomina bardziej stary dworzec kolejowy niż urząd pocztowy. Wewnątrz poczty znajdują się dwie wielkie malowane mapy: jedna przedstawia Sajgon i okolice z 1892 roku, a druga sieć telegraficzną Indochin z 1935, oba malowidła są unikatem na skalę światową. Pod pocztą istnieją tajne tunele, które kiedyś były częścią francuskiej struktury komunikacyjnej – niestety są zamknięte dla zwiedzających, a szkoda!
30 minut na piechotę od poczty znajduje się kolejny punkt naszej wycieczki: Jade Emperor Pagoda, czyli Świątynia Jadeitowego Cesarza. Choć często uznaje się ją za buddyjską, świątynia w rzeczywistości łączy wpływy buddyzmu, taoizmu i tradycyjnych wierzeń chińskich. Wiele wietnamskich par przychodzi tu, żeby modlić się o potomstwo. Co ciekawe mimo wielu zmian władzy w Wietnamie, świątynia nigdy nie została zniszczona ani zamknięta – zarówno w czasach kolonialnych, jak i po wojnie wietnamskiej.
Na pewno powoli zaczynacie myśleć o posiłku, proponujemy zatem skierować się w stronę polecanych kanapek Banh mi. To kawałek drogi ze świątyni, także po drodze zatrzymajcie się odsapnąć przy Turtle Pond, czyli Żółwiowej Sadzawce 🙂 Mimo nazwy, w stawie nigdy nie żyły żółwie. W latach 70-tych w centrum sadzawki znajdowała się figura z brązu podtrzymującego kolumnę z flagą Wietnamu Południowego. Po zwycięstwie komunistów w 1975 roku rzeźba została zniszczona lub zaginęła w niewyjaśnionych okolicznościach. Dziś jest popularnym miejscem spotkań, zwłaszcza wieczorami.
W odległości 25 minut od sadzawki traficie wreszcie do małej budki, która sprzedaje najsłynniejsze kanapki banh mi w mieście – Banh Mi Huynh Hoa. Poznacie to miejsce z daleka po 2 pokaźnych kolejkach – jednej dla zwykłych ludzi, a drugą dla kierowców Grab Eats. Warto stanąć w tej kolejce, ale polecam kupić 1 kanapkę na 2 osoby, są przeogromne! Jedyne, co mi nie odpowiadało to to, że zielenina była zapakowana oddzielnie w małe paczuszki, oddzielnie miks ziół, ogórek, marchewka i rzodkiew. Niby fajnie, ale jak kupujesz coś na wynos, to nie do końca chcesz się bawić we własnoręczne kompozycje… My wzięliśmy naszą zdobycz i poszliśmy ją spokojnie skonsumować w pobliskim parku Tao Dan Park, bardzo przyjemnym miejscu z zacienionymi ławkami.
Na pewno mnie nie posłuchaliście w sprawie kupna jednej kanapki na dwie osoby, więc jedyne na co będziecie mieli teraz ochotę, to na sjestę w klimatyzowanym pokoju hotelowym 🙂 Jak odpoczniecie, skoczcie jeszcze wieczorem na targ Ben Thanh, nie jest to może jakiś rewelacyjny market, ale dobre miejsce do kupna typowych pamiątek czy drobiazgów.
Wycieczka do tuneli Cu Chi
Jedną z zalet Sajgonu jest jest najbardziej wygodne położenie jako start wycieczki do tuneli Wietkongu, na które nasi Panowie czekali cały wyjazd. I tak spędzicie prawie 2 godziny w jedną stronę przebijając się przez zakorkowane miasto, ale całość jest tego warta.
Oprócz znanych faktów o roli w wojnie, tunele Cu Chi kryją też wiele mniej znanych ciekawostek. Oficjalnie podaje się, że tunele miały ponad 250 km długości, ale inne źródła twierdzą, że cała sieć mogła osiągać nawet 500 km, łącząc Cu chi z innymi regionami Wietnamu Południowego. Na 3 poziomach (3,6 i ponad 10 m pod ziemią) znajdowały się szpitale, kuchnie, magazyny, sypialnie a nawet szkoły. Podczas wycieczki można zobaczyć część z tych pomieszczeń. Ciekawi Was, jak to możliwe, że nikt na powierzchni nie widział śladów życia? Mianowicie w kuchniach używano specjalnego systemu wentylacji, który rozpraszał dym na dużej powierzchni, nie zdradzając konkretnego położenia tuneli. Wietkong stosował też pieprz i mydło amerykańskich żołnierzy, żeby zmylić psy tropiące. Nie wspominają o licznych pułapkach, których twórcy prześcigali się w pomysłowych i okrutnych sposobach pozbawienia życia ewentualnych tropicieli.
Na miejscu można spróbować wczuć się w rolę mieszkańca tuneli, jest możliwość wejścia maleńkim wejściem i przeczołgania się wąskimi przesmykami. Oczywiście jest też duży fragment poszerzony dla turystów, który i tak dla większości stanowi wyzwanie, może nawet większe niż atakujące tu chmarami komary.
Za dodatkową niemałą opłatą jest możliwość postrzelania ogniem automatycznym na pobliskiej strzelnicy, nasi Panowie były przeszczęśliwi!
Jeśli planujecie zatrzymać się choć na 2 dni w Sajgonie, nie przegapcie tej wycieczki!
Jeśli wolicie obrazy ruchome niż tekst ze zdjęciami, zapraszamy na naszą relację na IG:
Dodaj komentarz