Wyspa Roatan (Honduras)

Kiedy wczesnym rankiem przybijamy do portu na Roatan, witają nas śpiewy lokalnej grupy artystycznej – czujemy się od razu mile widziani! W porcie praca wre, widać, że terminal jest rozbudowywany i przygotowywany na większą ilość przybijających rejsów. Roatan jest znany z pięknych widoków podwodnych, także jeszcze z pokładu rezerwujemy w lokalnej firmie Roatan Five Stars całodniową wycieczkę ze snorklowaniem.

Snorkeling

Wygodny busik odbiera całą naszą grupę sprzed wejścia do portu i wiezie nas wąską dróżką do miejsca cumowania łódki. Jest nas 10 osób, więc cały a la katamaran mamy do własnej dyspozycji.

Woda jest wzburzona po niedawnych sztormach, więc modyfikujemy nieco nasz plan podwodnego zwiedzania. Pierwszym przystankiem jest miejsce, gdzie żerują rozgwiazdy, oglądamy je z bezpiecznej odległości, nie chcemy ich męczyć braniem na ręce. Nasz podwodny przewodnik pokazuje nam też piękne ogromne muszle, z których zawartości miejscowi robią podobno pyszną sałatkę. Widoczność jak na dzień po sztormie jest niezła ale nie idealna, ale wyobrażamy sobie jak tu musi być przejrzyście w normalnych warunkach, lazurowo i rajsko…

Następnie kierujemy się w stronę wraku, który osiadł przy rafie, to tutaj właśnie nasza córka „upolowała” dorodny okaz mureny. Uśmiech numer 3 w stronę aparatu!

Po pływaniu załoga częstuje nas domowym ciastem bananowym i owocami, a wracając robimy jeszcze przystanek na skoki z górnego pokładu, bo dzieciaki nigdy nie mają dość wody 🙂

Zip Line

Po drodze kierowca namawia nas na zjazd tyrolką, czyli Zip Line Adventure. Ja mam sukienkę i klapki, ale okazuje się, ze nie jest to przeszkodą 🙂 Najmłodsza pociecha zjeżdża z przewodnikiem, a reszta, nawet 7-latek, samodzielnie. Przefruwamy nad dżunglą i modlimy się, żeby nie zgubić klapek 🙂 Nie spodziewałam się, że sprawi nam to tyle frajdy!

Park z leniwcami i ptakami

No dobra, ta atrakcja jest trochę smutna… Klatki, znudzeni opiekunowie, my jako dorośli, nie do końca czujemy się tu dobrze. Z drugiej strony dzieci mają możliwość przytulenia oswojonego leniwca (Mamo, jak on śmierdzi!) czy bliskiego spotkania z tukanem czy małpką, które nie boją się ludzi i chętnie siadają nam na ramionach. Także jak to czasem bywa z instalife, uczucia ambiwalentne, ale zdjęcia fajne 🙂

Wyspa Ocean Cay (Bahamy)

Nasz ostatni dzień rejsowy spędzamy na prywatnej wyspie armatora, Ocean Cay. Zamierzamy wylegiwać się na leżakach, podziwiać rybki i ładować baterie na resztę polskiej ciemnawej zimy.

Jako jedni z pierwszych schodzimy ze statku i kierujemy się do najdalszej plaży, żeby oddalić się od tłumów. Rano w wodzie jest sporo ryb, woda jest jest idealnie płaska, a widoczność świetna.

Nagle ktoś woła: „Rekin! Uwaga, w wodzie jest rekin!”. Większość ludzi raczej z wody by wyskoczyła, ale ponieważ nasza rodzina jest nie do końca standardowa czyt. normalna, wszyscy jak na komendę łapiemy za maski i dajemy nura. Mały rekinek rzeczywiście kręci się przy brzegu 🙂

W miarę upływu dnia rybki odpływają, a my szukamy cienia albo wybieramy się na spacer po okolicy. Część z nas ma też zaplanowane zwiedzanie części tych pomieszczeń statku, które normalnie są niedostępne dla pasażerów, niestety zdjęć nie będzie, bo nie można było ich tam robić ze względów bezpieczeństwa.

Wracamy późnym popołudniem, musimy zabrać się do najmniej lubianej czynności na każdym wyjeździe, czyli pakowania…