Po całym dniu na morzu, opaleni, wytańczeni, zrelaksowani – jesteśmy gotowi na nasz pierwszy port i zwiedzanie.

Jamajka

Wybraliśmy wycieczkę od armatora, rezerwowaną na statku, z zamiarem zobaczenia wodospadów Dunn’s River Falls w Ocho Rios. Nie do końca ogarnęliśmy jednak, że sama jazda autokarem z portu w Montego Bay zajmie nam tyle czasu, że właściwie to chyba nie miało sensu 🙂 Myślę też, że zmiana harmonogramu, spowodowana jakimiś robotami drogowymi, zmiana, która de facto uniemożliwiła nam zwiedzenie miasteczka Ocho Rios i zjedzenie lunchu w knajpie z widokiem, również wpłynęła negatywnie na nasze odczucia. Jeśli Wasz statek przybija nie do Montego Bay, a właśnie gdzieś w okolice Ocho Rios – nie wahajcie się, na pewno będziecie bardziej zadowoleni!

Sam spacer po wodospadach jest natomiast bardzo fajny.  Wyposażeni w buty do wody i wodoodporne etui na telefony, skaczemy po śliskich kamieniach jak wodne kozice i mamy ubaw jak dzieci, zobaczcie sami:

Po drodze zatrzymujemy się też w lokalnym sklepie z pamiątkami 😉

Śmieszna historia z powrotu do statku:

Zbliżamy się już do Montego Bay, nasza grupa zaczyna narzekać, że za mało zwiedzania, że nie poczuliśmy do końca klimatu Jamajki… Nasza przewodniczka spogląda nerwowo na zegarek, a po telefonie do szefostwa mówi, że przejedziemy przez miasteczko, żebyśmy zobaczyli jak to się na tej Jamajce żyje. Przez autokar przetaczają się oburzone głosy, że jak to tylko przejedziemy, że my chcemy wyjść, pochodzić po ulicy, pozaglądać do sklepów i w ogóle. W miarę jak przejeżdżamy zatłoczonymi ulicami, odprowadzani mało przyjaznym wzrokiem tubylców, którzy z wyluzowanym Bobem Marleyem na oko nie mają nic wspólnego, nie zauważając po drodze ani jednej turystycznej twarzy, nasze głosy oburzenia cichną i jak potulne owieczki dajemy się odstawić na terminal. Kurtyna opada…

Kolumbia

Widok Kartageny od strony wody jest jednym z piękniejszych, jakie widzieliśmy podczas całego rejsu. Totalnie zahipnotyzowani obserwujemy jak promienie wschodzącego słońca odbijają się w wieżowcach nowoczesnej dzielnicy Bocagrande, w tym czasie nasza Divina przybija do portu.

Władze portu, a może miasta bardzo sprytnie zorganizowali mini park zoo, przez który trzeba przejść, żeby dostać się do miasta. Na dzień dobry mieliśmy więc spotkanie bliskiego stopnia z papugami, flamingami i innymi przepięknymi kolorowymi ptakami. Co za wspaniały początek wycieczki!

 

Nauczeni doświadczeniem nie organizowaliśmy wycieczki przez armatora, wyszliśmy z terminala  i tam dogadaliśmy się w kilkukrotnie niższej cenie na zwiedzanie miasta z lokalną firmą.

Zaczęliśmy oczywiście od zakupów kolumbijskiej kawy 🙂

Zwiedzamy fort San Felipe i wytwórnię biżuterii z szafiru, który tu podobno jest jednym z najwyższej jakości w światowych standardach.

Robimy spacer po nowoczesnej dzielnicy Boca Grande, a potem mamy przeznaczony czas na to, co lubimy najbardziej – szwendanie się po starym mieście. Udaje nam się namierzyć Starbucks`a, ale bynajmniej nie chodzi nam tym razem o kawę, zbieramy kubki do naszej kolekcji 🙂

Panie w kolorowych sukniach za niewielką opłatą pozują z nami do zdjęcia, które doskonale oddaje klimat kolumbijskiej Kartageny. Tak właśnie zapamiętamy to miasto – jako idealne połączenie żywych kolorów, uśmiechniętych i przyjaznych mieszkańców, cudownego smaku dojrzałych owoców i wszechobecnego aromatu kawy. Wrócimy tu na dłużej 🙂

Kolejne przystanki to Panama i Kostaryka – stay tuned!