Wycieczka do Bagni San Filipo była naszym zaplanowanym pod dzieci gwoździem programu (bo powiedzmy sobie szczerze, ile można patrzeć jak rodzice zastanawiają się, jakie kupić wino, czy ser). Zdjęcia w internecie rzeczywiście wyglądały bardzo zachęcająco, więc wybraliśmy się tam z samego rana.

Fossa Bianca, znaczy Biały Wieloryb

Jeśli nie jesteście z malutkimi dziećmi, z którymi wolelibyście nie przedzierać się przez stromą skarpę do wodospadów, lepiej zaparkować niżej. W każdym innym przypadku, lepiej zostawić samochód jak najwyżej i przejść dziką ścieżką do sadzawek od góry, po to, żeby zobaczyć/zaliczyć jak najwięcej źródełek. Uwaga, niektóre na górze są naprawdę gorące 😉

Im niżej, tym chłodniej i ludzi przybywa, aby osiągnąć kulminację tuż przy wielkim białym tworze skalnym, który nadał nazwę temu niezwykłemu miejscu. Bo skale nie można chodzić, chociaż ludzie na zakaz raczej nie zwracają uwagi  i nie udało mi się zrobić zdjęcia bez przypadkowych roznegliżowanych spacerowiczów. Jak jesteście niedaleko, na pewno warto tam podjechać, obłożyć się podobno cuda działającym błotkiem, spłukać w gorącym lub chłodnym źródle, ale więcej niż 2 godziny raczej bym na waszym miejscu na Fossa Bianca nie rezerwowała 🙂

Spojrzeć na Toskanię z góry, czyli ze szczytu fortecy Tentennano

Wracając z Bagni San Filipo w okolice Sjeny, koniecznie zatrzymajcie się na lunch i krótką wycieczkę w Rocca D’Orcia. Tuż pod fortecą, z której roztacza się wspaniały widok na całą okolicę znajduje się niepozorna knajpka o wdzięcznej nazwie Il Cerchio delle Streghe (Krąg Czarownic, czyli po naszemu Sabat Czarownic), serwująca przepyszne dania lokalnej kuchni, przyrządzone wyłącznie z lokalnych sezonowych składników. W czasie naszej wizyty kelnerka polecała, np  faszerowane kwiaty cukinii – niebo w gębie! A wino było tak pyszne, że kupiliśmy 2 butelki do domu, co naprawdę rzadko nam się w knajpach zdarza 🙂

Wstęp do samej fortecy jest płatny (ok 3EUR/os. dorosła), na szczyt biegnie duużo schodów, ale dla widoków pobliskiej twierdzy w Castiglione d’Orcia naprawdę warto się pomęczyć!

Ciao!