Czyli jak nie dać zrobić w konia ( a może osła??)

Jak wiadomo, w Maroko czujność turystyczną trzeba mieć wysoką – o tym każdy wie. Problem polega na tym, że miejscowi czujni są jeszcze bardziej. Nieważne ile utargujesz, i tak sprzedawca będzie górą… Należy się do tej myśli przyzwyczaić i traktować jako daninę za możliwość zwiedzania ich pięknego kraju.

A tak na poważnie: zaczynaj przynajmniej od połowy podanej ceny, jak nie mniej, odchodź jak nie chcą negocjować.

Nikt za darmo Ci tam nie pomoże. Jeśli przyjmiesz czyjąś pomoc – licz się z opłatą.

Podróżuj zwykłymi autokarami. Te droższe wcale nie są dużo lepsze, a będziesz bliżej miejscowego folkoru.

Stołuj się w zwykłych barkach z plastikowymi krzesłami. To, że usiądziesz w knajpie z obrusem wcale nie zagwarantuje, że jedzenie będzie lepsze, czy higieniczniej przygotowane. A najlepszą potrawą, jaką tam jedliśmy, była sterta smażonych rybek, podana na papierze w barku przy zapyziałej wiosce rybackiej, której nazwy nawet nie znaliśmy 🙂

Co warto a co niewarto…

Podsumowując: nam najbardziej podobała się natura: pustynia, góry Rif w Szefszawanie, przejazd przez Góry Atlas, miasta nas zdecydowanie męczyły i żadne zabytki nie były warte ciągłego mówienia natrętom: Non, merci.

Ubiór, czyli co każda kobieta wiedzieć powinna

Dla Marokańczyków dekolt zaczyna się już od dołeczka w szyi, a kostki są jednym z bardziej seksownych części ciała kobiety. Także weź bezkształtne tuniki zapinane pod szyję, długie spodnie lub spódnicę.

Moim zdaniem chustka na głowie to przesada, w końcu każdy widzi, że muzłumanami nie jesteśmy. I anegdota: idziemy przez medynę w Fezie i nagle z bocznej uliczki wychodzą dwie roznegliżowane Hiszpanki. Krótkie spódniczki, bluzki na ramiączkach. Szepczemy do siebie: „Za nimi! Nikt nas nie będzie zaczepiał!” I rzeczywiście, tyle propozycji seksualnych, ile się dziewczyny nasłuchały, łącznie z ciągnięciem ich za rękę do wnętrza sklepów, to chyba im do końca życia wystarczy… A my? Dodam tylko, że to było jedyne przejście przez medynę w Fezie, kiedy ani razu nie musieliśmy mruknąć: Non, merci! 🙂